W swojej książce
The Developing Nations Robert E. Gamer zatytułował jeden z rozdziałów „Dlaczego ludzie się nie buntują”. Autor zauważa w nim, że wprawdzie represjonowani często wszczynają rewolucje, to są one wymierzone przeciwko niewłaściwym osobom. Ludzie ci kierują swoją frustrację w stronę politycznych marionetek, osób maskujących kolonialną władzę, znienawidzonej grupy rasowej lub etnicznej, czy też odszczepieńca spośród ich własnej klasy politycznej. Ta bezmyślna walka służy za efektywną maskę dla systemu nazywanego przez Gamera układem „patron-klient” – systemu odpowiedzialnego za podtrzymywanie kolonialnych represji. Spory między represjonowanymi, polityczne kampanie między kandydatami w równym stopniu zależnymi od sił kolonialnych, zwalniają faktyczne ośrodki władzy, pisze Gamer, od konieczności zajęcia się przyczynami frustracji społeczeństwa. Nierówność społeczna i polityczna oraz niesprawiedliwość to tematy, których się nie porusza.
„Rząd praktycznie bez wysiłku potrafi uniemożliwić i tak nielicznym aktywistom politycznym organizowanie się w grupy o jakimś znaczeniu politycznym”, pisze.
arówno Gamer, jak i wielu innych badaczy natury władzy kolonialnej, oferują niezwykle trafne spojrzenie na funkcjonowanie naszego korporacyjnego państwa. Zostaliśmy bowiem, podobnie jak narody na peryferiach imperiów, skolonizowani. Jesteśmy kontrolowani przez malutkie korporacyjne organizmy, w których nie ma za grosz lojalności w stosunku do narodu, a mówiąc językiem tradycyjnego patriotyzmu – są zdrajcami. Ogołacają nas z surowców, utrzymują nas w stanie politycznej bierności i bogacą się naszym kosztem. Owe mechanizmy kontroli są znane tym, których urodzony na Martynice francuski psychiatra i pisarz Frantz Fanon nazwał „wyklętym ludem ziemi”, z Afroamerykanami włącznie.
Kolonizowani pozbawieni są gwarancji stałego zatrudnienia. Płace są ograniczane do minimum. Biedni wpadają w rozpacz. Rozwiązuje się masowe ruchy, takie jak związki zawodowe. Degeneruje się szkolnictwo, w związku z czym jedynie elity mają dostęp do edukacji na wyższym poziomie. Prawo uchwala się po to, by ułatwić korporacjom realizowanie polityki rabunkowej i popełnianie gwałtów, a także by zdelegalizować wszelkie sprzeciwy.Cała ta atmosfera strachu i niepewności – którą mocno odczułem na własnej skórze w miniony weekend, kiedy na ulice wyszło 200 tysięcy bezrobotnych Amerykanów pozbawionych zasiłku – umacnia polityczną bierność społeczeństwa, gdyż całą energię musi ono poświęcić na przetrwanie. To już bardzo stara gra.
Komentarz SOTT.net: Każdy baczny obserwator widzi, że powyższe zdania już nie są teorią, czymś co może się zdarzyć w odległej i mrocznej przyszłości. To brutalna rzeczywistość, która rozgrywa się tu i teraz.Zmiana władzy nie wymaga elekcji Mitta Romneya lub Baracka Obamy, większości Demokratów w Kongresie, próby reformy systemu albo wyboru postępowych kandydatów, ale raczej
obalenia korporacyjnej dominacji nad procesem politycznym – owych związków „patron-klient”, mówiąc słowami Gamera. Wymaga stworzenia nowych mechanizmów rządzenia, które umożliwią wspólny podział dóbr i ochronę zasobów naturalnych, ograniczą władzę korporacji, powstrzymają degradację ekosystemu oraz zapewnią ogólny dobrobyt. Najpierw musimy jednak dostrzec w sobie ofiary kolonializmu. Musimy uświadomić sobie, że nasz głos się nie liczy w obecnym systemie rządzenia. Musimy uznać realność pustki systemu wyborczego i bezcelowości politycznego teatrzyku, aby móc zburzyć korporacyjną strukturę.
Komentarz SOTT.net: Ale żeby to się udało, potrzebne jest dobre zrozumienie problemu psychopatii, zwłaszcza kwestii psychopatów u władzy. Organizacje, znalazłszy się w kręgu oddziaływań psychopatycznych jednostek, same zaczynają działać jak psychopatyczne twory korporacyjne. Ich struktury władzy, „zasady partnerstwa” czy bezlitosny egoizm przenikają każdy szczebel organizacji. Tak więc problemem są nie tyle duże korporacje i podobne im struktury, co oddziaływania wywierające wpływ za ich pośrednictwem.
Bez pełnego zrozumienia, jak działa umysł tych, którzy stworzyli obecny światowy kryzys, każda próba obalenia systemu skończy się jego ponownym odrodzeniem. Jak głosi przysłowie, ci, którzy nie wyciągają wniosków z historii, skazani są na jej powtarzanie.
Dla lepszego zrozumienia problemu odsyłamy do Ponerologii politycznej Andrzeja Łobaczewskiego.Zagrożeniem dla korporacji nie jest wcale biedota. Ci, których Karol Marks obelżywie nazwał lumpenproletariatem, nie wszczynają rewolucji, chociaż przyłączają się do nich, często stając się mięsem armatnim. Prawdziwe zagrożenie dla elit stanowią zdeklasowani intelektualiści – wykształceni ludzie z klasy średniej, którym skostniały system uniemożliwił dalszy rozwój. Artyści bez studia czy teatru, nauczyciele bez własnych klas, prawnicy bez klientów, doktorzy bez pacjentów, czy dziennikarze bez posady w gazecie, spadają w ekonomiczną przepaść. Mieszając się z klasą niższą, znajdują się w zawieszeniu między światem elit a światem represjonowanych. I właśnie oni są dynamitem dla rewolucji.
Właśnie dlatego korporacyjne elity boją się ruchu Okupuj. Pożywką dla rewolucji nie jest nędza, ale przepaść między oczekiwaniami społeczeństwa a tym, co im się oferuje. Jest to najbardziej widoczne zwłaszcza wśród ludzi wykształconych i utalentowanych. Niebezzasadnie czują oni, że nie otrzymali tego, na co zasługują, wychodzą więc na ulice, by skorygować tę niesprawiedliwość. A im dłużej trwa owa niesprawiedliwość, tym bardziej radykalni się stają.
Odpowiedzią umierającego reżimu – a w takim stanie jest nasze korporacyjne państwo – jest wdrażanie coraz to większych środków przymusu, a także bezmyślna odmowa podjęcia próby załagodzenia takich problemów jak chroniczne bezrobocie, eksmisje, rosnące zadłużenie studentów, brak ubezpieczeń zdrowotnych, czy wykluczenie z ośrodków władzy. Rewolucje napędza nieudolna i zamknięta dla innych klasa rządząca, która swoim działaniem pogłębia polityczny paraliż. To z kolei prowadzi ostatecznie do jej śmierci.
W każdym ruchu rewolucyjnym w Ameryce Łacińskiej, Afryce i na Bliskim Wschodzie, jaki zbadałem, przywództwo zawsze wyłaniało się spośród zdeklasowanych intelektualistów. Liderzy byli zazwyczaj młodzi lub w średnim wieku, wykształceni, a ich zawodowe i osobiste aspiracje nigdy nie zostały spełnione. Sami nigdy nie należeli do struktur władzy, w przeciwieństwie do swoich rodziców. Doskonale znali zarówno język władzy, jak i język represji. To właśnie duża liczebność zdeklasowanych intelektualistów, wywołujących protesty w Hiszpanii, Egipcie, Grecji czy wreszcie w Ameryce, stanowi zagrożenie dla możnowładców z Goldman Sachs, ExxonMobil i JPMorgan Chase. Ci ostatni muszą się pozbyć takich wrogów, którzy – w przeciwieństwie do większości niewykształconych obywateli – potrafią przejrzeć kłamstwa szerzone w imieniu korporacji przez branżę PR.
Znając teorie ekonomiczne i polityczne, owi zdeklasowani intelektualiści zdają sobie sprawę, że prawdziwa władza nie należy do wybieranych mandarynów w Waszyngtonie, ale do kryminalnej sitwy na Wall Street.To dlatego
Malcolm X był tak groźny dla struktur władzy. Nie zgodził się na zaakceptowanie mrzonek Martina Luthera Kinga, że biała władza i biali liberałowie kiedykolwiek wyciągną czarnych z ubóstwa. King zbyt późno podzielił pogląd Malcolma. Malcolm X nazwał wroga po imieniu i ujawnił jego kłamstwa. Dopóki nie ujrzymy prawdziwego oblicza państwa korporacyjnego oraz tego, jak ono sobie z nami pogrywa, będziemy jedynie użytecznymi idiotami.
„To era hipokryzji – powiedział Malcolm X. – Kiedy biali kolesie udają, że chcą, by czarni byli wolni, a czarni udają, że wierzą białym kolesiom na słowo, to era hipokryzji, bracie. Ty okłamujesz mnie, a ja ciebie. Ty udajesz mojego brata, a ja udaję, że wierzę w to, że jesteś moim bratem.”
Ludzie z kręgów zdemoralizowanej elity, niczym bohaterowie Czechowa, stopniowo odkrywają, że utrzymujący ich system jest skorumpowany i zepsuty. Stają się cyniczni, nie rządzą efektywnie, uciekają w hedonizm. Nie wierzą już własnej retoryce. Ich energia wydatkowana jest na wykradanie i grabienie wszystkiego, co się da, i to jak najszybciej. Okradają własne instytucje, czego niedawnym przykładem jest JPMorgan Case, skąd zniknęły 2 miliardy dol., kłopoty finansowe
Chesapeake Energy Corp., czy też upadek Enronu i Lehman Brothers. Elity przemieniają się w kanibali i pożerają się nawzajem. Tak dzieje się w końcowej fazie umierających reżimów. Ludwik XIV okradał własną szlachtę odbierając jej tytulaturę i urzędy, za przywrócenie których kazał sobie płacić. W podobny sposób większość korporacji postępuje ze swoimi udziałowcami. Krótko mówiąc, umierająca klasa rządząca przestaje myśleć o przedłużeniu swego gatunku. Modne stają się, nawet w hermetycznym środowisku elit, drwiny i wyśmiewanie politycznych marionetek, będących notabene publiczną twarzą państwa korporacyjnego.
„Idee, które przetrwały swoje czasy, mogą krążyć nad światem latami – pisał
Aleksander Hercen – jednak trudno im pokierować życiem i zdominować je. Takie idee nigdy nie zawładną człowiekiem w pełni, a jeśli już, to tylko człowiekiem niepełnym”.
Ta utrata wiary oznacza, że gdy nadchodzi czas użycia siły, elity stosują ją chaotycznie i nieskutecznie, w dużej mierze dlatego, że nie są pewne lojalności żołnierzy wysłanych na ulice z zadaniem wprowadzenia represji.
Rewolucje potrzebują czasu. Rewolucja amerykańska zaczęła się od protestów przeciwko [brytyjskiej] ustawie stemplowej w 1765 roku, wybuchła jednak dopiero po dziesięciu latach. Przymiarką do rewolucji w Rosji z 1917 roku były wydarzenia z 1905 roku. Najskuteczniejsze rewolucje, włącznie z bolszewicką, nie były zdominowane przez przemoc. Zawsze znajdą się radykałowie dokonujący zamachów bombowych i zabójstw, przez co bardziej szkodzą niż pomagają rewolucyjnej sprawie, zwłaszcza w jej wczesnej fazie. Anarchista
Piotr Kropotkin potępiał terrorystów podczas rewolucji październikowej twierdząc, że tylko demoralizowali i odstraszali zwolenników ruchu, dyskredytując przy tym prawdziwy anarchizm.
Radykalne grupy lgną do akcji protestacyjnych jak pasożyty. Czarne Pantery, Ruch Indian Amerykańskich, Weather Underground, Czerwone Brygady czy Symbiotyczna Armia Wyzwolenia wyrosły na fermencie lat 60. Działalność brutalnych radykałów służyła państwu za pretekst do wzmacniania ucisku. Dodatkowo radykałowie odstraszają większość społeczeństwa od danego ruchu. Tym sposobem udaremniają istotę każdej rewolucji, którą jest zwrócenie większości przeciw odizolowanej i skompromitowanej klasie rządzącej. Owe skrajne ugrupowania przyciągają wszystkich tych, którzy pragną wzmocnienia swojej osobistej pozycji w oparciu o supermęskość i przemoc, ale robią niewiele dla osiągnięcia wspólnego celu.
Nadrzędną rolą radykalnych ekstremistów, takich jak Maximilien Robespierre i Włodzimierz Lenin, jest przejąć dany ruch rewolucyjny. Kiedy to nastąpi, rozpoczynają rządy terroru, skierowane głównie przeciwko współrewolucjonistom, częstokroć przewyższające dawny reżim pod względem skali ucisku. Ludzie ci zwykle nie odgrywają większej roli w kształtowaniu rewolucji.
Komentarz SOTT.net: Z uwagi na powyższe słowa po raz kolejny podkreślamy konieczność zrozumienia problemu psychopatów u władzy. Każda organizacja bez jego dobrej znajomości może paść ofiarą psychopatycznych zamysłów przejęcia jej interesów albo agentów prowokatorów wykreowanych przez te same siły pociągające za sznurki. „Poznajcie nowego szefa, jest taki sam, jak poprzedni” i tak dalejSiłą ruchu Okupuj jest to, że otwarcie wyraża powszechne zdegustowanie elitami oraz głębokie pragnienie sprawiedliwości i uczciwości, które są niezbędne w każdym ruchu rewolucyjnym. Ruch Okupuj będzie się zmieniał i mutował, ale nie zaniknie. Jego zauważalny brak postępu tylko w niewielkim stopniu wynika z nieskuteczności ruchu, a w znacznie większym z tego, że spróchniałe systemy władzy mają zadziwiającą zdolność do przetrwania w warunkach rutyny i zastoju. Prasa i media, razem z namaszczonymi ekspertami i naukowcami, związane z elitami pieniędzmi i ideologią, są bezużyteczne, jeśli chodzi o analizę tego, co dzieje się wewnątrz tych ruchów.
Rzeczywistość oglądają przez okulary swoich korporacyjnych sponsorów. Nie mają bladego pojęcia o tym, co się dzieje.
Komentarz SOTT.net: Wpływ psychopatów przenika na wskroś cały system, piętnując ubarwiając każdy jego element. Statyści na samym dole hierarchii rzeczywiście mogą nie mieć pojęcia o tym, co się wokół dzieje lub dlaczego muszą robić to, co im każą przełożeni. Ich zadaniem jest pokornie propagować psychopatyczny, wykoślawiony obraz rzeczywistości jako prawdziwy normalny albo wręcz pożądany.Umierające reżimy upadają powoli i niepostrzeżenie. Obywatelom trudno jest odrzucić założenia i codzienną rutynę starego systemu, nawet gdy ten przejawia rosnącą wrogość wobec ich godności, dobrobytu i przetrwania. Zastępowanie starej wiary nową to cicha, niewidoczna walka towarzysząca każdej rewolucji, a z uwagi na powolność tego procesu prawie niemożliwym jest określenie jego stadium.
„Bywa, że ludzie mają bardzo silne przekonania leżące u podstaw ich światopoglądu – pisze Fanon w Black Skin, White Masks . – Kiedy przedstawia im się dowód podważający to przekonanie, odrzucają go. W przeciwnym razie stworzyłby uczucie silnego dyskomfortu, zwane dysonansem poznawczym. A skoro ochrona takiego przekonania jest dla nich tak ważna, ludzie ci będą racjonalizować, ignorować, a nawet zaprzeczać wszystkiemu, co się z nim nie zgadza”.Kres tych reżimów nadchodzi wtedy, gdy stare poglądy umierają a organy bezpieczeństwa, zwłaszcza policja i wojsko, porzucają elity na rzecz rewolucjonistów. Dzieje się tak przy każdej udanej rewolucji. Nie ma przy tym znaczenia, jak zaawansowany jest aparat represji. Bowiem gdy tylko zbuntują się ci, którzy kontrolują instrumenty ucisku, system bezpieczeństwa i inwigilacji załamuje się. Umierające reżimy są jak tonące wielkie liniowce, które w ciągu killku minut znikają pod wodą, i nikt, łącznie z rzekomymi liderami opozycji, nie potrafi przewidzieć chwili zgonu. Rewolucje mają jakąś wewnętrzną, tajemniczą siłę życiową, której nie sposób pojąć. To żyjące organizmy.
Zdrada reżimu przez aparat bezpieczeństwa często odbywa się bez większej przemocy, co zaobserwowałem w Europie Wschodniej (i w Środkowej – przyp. tłum.) w 1989 roku, a co sprawdziło się także w Iranie w 1979 roku oraz w Rosji w roku 1917. Zdarza się, że reżim posiadający po swojej stronie część zaplecza zbrojnego doprowadza do krwawego starcia, jak to miało miejsce podczas Rewolucji Amerykańskiej, kiedy żołnierze i oficerowie armii brytyjskiej – wśród nich George Washington – wypowiedzieli posłuszeństwo Koronie. Przemoc towarzyszyła także rewolucji w Chinach w 1949 roku, kierowanej przez Mao Zedonga. A jednak nawet krwawe rewolucje kończą się sukcesem, jak przyznał Mao, ponieważ cieszą się poparciem społecznym i mogą sprowokować masowe protesty, strajki, agitacje, propagandę rewolucyjną i akty obywatelskiego nieposłuszeństwa. Celem jest próba osiągnięcia sukcesu bez stosowania przemocy. Zbrojne rewolucje, wbrew temu, co pisze się zwykle w podręcznikach historii, są czymś tragicznym, ohydnym, przerażającym i podłym. Ci, którzy burzą Bastylie, „nieświadomie budują nowe” – napisał polski dysydent Adam Michnik. Bowiem gdy rewolucje opanuje przemoc, trudno mówić o zwycięzcach i przegranych.
Po świecie rozlała się nowa rewolucja. Tym razem cała nasza energia i siły powinny skupić się na powszechnym odrzuceniu starego porządku. Jeśli nie obalimy korporacyjnych elit, nasze środowisko zostanie unicestwione, a z nim niezliczone masy ludzi. Walka będzie długa. Będą takie chwile, gdy będzie się wydawać, że zmierzamy donikąd. Zwycięstwo wcale nie jest oczywiste, jednak ta walka jest naszą największą i jedyną szansą. Reakcja państwa korporacyjnego ostatecznie zdeterminuje charakter rebelii. Modlę się, abyśmy powtórzyli rok 1989, rok bezkrwawych rewolucji, które obaliły komunistyczne reżimy w Europie Wschodniej (i Środkowej – przyp. tłum.). To jednak nie jest ani w moich, ani w waszych rękach. Pójdźcie w listopadzie na wybory. Nie traćcie przy tym niepotrzebnie energii i czasu na sprawy elekcji; po prostu udajcie się do lokalu wyborczego, zagłosujcie na trzeciego kandydata, co będzie oznaką waszego oporu – i wróćcie na ulice. Tam bowiem decydują się kwestie dotyczące prawdziwej władzy.
kilka komentarzy Bardzo dobry tekst (w warstwie wyjaśniającej mechanizmy rządzące naszą rzeczywistością), ale autor zbyt gloryfikuje rewolucję 89 r. Ona niczego nie zmieniła poza dekoracjami na scenie. Światem zawsze rządziły ukryte siły, których żadna rewolucja nie jest w stanie obalić. Po każdej rewolucji te siły przywracają dawny porządek i od początku budują nowy system wyzysku. W świecie nic się nie zmieni, nawet jeśli obalimy obecną władzę korporacji. Żeby coś zmienić należałoby użyć radykalnego środka “psychopatobójczego” i wyeliminować tę zarazę raz na zawsze. Na to się jednak nie zanosi. Nic się nie zmieni, ponieważ masy prawdopodobnie nigdy nie zrozumieją mechanizmów, które rządzą rzeczywistością. Żeby zmienić świat masy musiałyby osiągnąć stan oświecenia. a jak na razie jest to stan dostępny jedynie dla nielicznych.
Obecnie stoimy u progu kolejnej rewolucji, która skończy się jak zawsze: rządy upadną, a na ich miejsce powstaną inne, ale to będzie tylko zmiana dekoracji i aktorów, a sztuka będzie wciąż ta sama.
Jak widać masy nie uczą się niczego. Wydawałoby się, że po rozczarowaniu, jakiego dostarczył im Obama ludzie powinni stracić wiarę w “demokrację”, ale jak widać kampania wyborcza jak zawsze przyciąga tłumy i budzi entuzjazm. Podobnie u nas – kolejna kadencja PO dostarcza dowodów na klęskę tego programu, ale sondaże wykazują ogromną popularność obecnego rządu. Nawet, jeśli nasz kraj zbankrutuje, ludzie polecą głosować na Tuska – bo Kaczyński przecież byłby gorszy. Nikt nie widzi, że jeden i drugi to marionetki, grające w tym samym teatrzyku w sztuce reżyserowanej przez tego samego reżysera.
Świat jest jaki jest, bo jest skrojony ma miarę bezrozumnych istot, które go zamieszkują. Gdyby masy się przebudziły i powiedziały “dość” ten system upadłby na zawsze. Niestety, masy śpią. Przytomni są jedynie psychopaci. Świat należy do nich.
” Dobre rzeczy nie mogą szybować jak rakieta” zapisał Wilhelm Reich.
Pisał, że że musimy wyszkolić zmysł obserwacji tak, by nauczyć się odróżniać kanalię od uczciwej twarzy, nauczyć się rozróżniać między słowami łotra, pozbawionego skrupułów, politycznego wodolejcy, handlarza “wolnością”, “chlebem”, “demokracją” – czymkolwiek – a naukami kogoś poważnego. Mogą używać tych samych słów, ale chodzi im o co innego. Problem nie w tym, że kanalia chce władzy, ale że ją otrzymuje!
Wstrząsy społeczne budza w nas tęsknotę za wolnością, ale wtedy może się ujawnić ( i ujawnia) głęboka deformacja naszego skostniałego charakteru: NIE POTRAFIMY BYĆ WOLNI. Pragniemy wolności i jednocześnie boimy się jej! Podczas wstrząsów uaktywniają się najgorsze ułomności, które do tej pory trzymane były w ryzach “przez powierzchowny blichtr dobrego wychowania i sztucznego samoprogramowania”.
Z życiowych wstrząsów rodzi się wolność życia, lecz gdy po długotrwałym przebywaniu w ciemnicy wychodzi się zbyt szybko na światło można oślepnąć. W poczuciu bezradności i “niezdolności do podjęcia odpowiedzialności za rozwiązanie chaosu społecznego w ramach starego myślenia” jesteśmy skłonni poddać się każdej iluzorycznej opiece. Wprost w objęcia psychopatów. Tak, bowiem w “obszarze panowania diabła” wszystko wydawało się takie logiczne, a teraz… do czego się odnieść? Czy tam w środku coś jest?
Państwo powinno obumrzeć. Jedynie bezradne społeczeństwa pragną być sterowane.
Postawa wobec władzy państwowej – to kryterium pozwalające obiektywnie ocenić postawę człowieka wobec spraw społecznych. “Prawdziwy demokrata zawsze dąży do tego by przez usunięcie społecznych podstaw konieczności ingerencji państwa w rozwiązywaniu trudności życia społecznego, uczynić zbędną samą tę ingerencję”. Wzmocnienie władzy państwowej zawsze wiąże się z zakłóceniami w życiu społecznym. Nieodzownym jest zadać pytanie: “Czy dana funkcja administracyjna nie próbuje stanąć ponad społeczeństwem i skierować się przeciwko niemu?
Jeśli nawet pojawiłby się przywódca ( musiałby być wariatem) niemałostkowy, nieograniczony, nieprzepełniony cyniczną pogardą do mas, niechciwy i niepozbawiony skrupułów, to czy jako wyborcy potrafimy być jego odpowiedzialnymi podporami? By nie ponawiać tańca świętego Wita?
Postaram się krótko – co zapewne wpłynie na stopień zrozumienia.
Wszelkie te dyskusje o rewolucjach, zmianach, naprawie świata, że niby możemy wejść na jakąś lepszą drogę – są bezowocne i przypominają bzykanie pszczoły w ulu. Wiem, ciężko jest zaakceptować, że taki właśnie jest gatunek ludzki oraz że żyjemy w takim właśnie zakątku świata.
Co niby chcecie zmienić? Funkcjonowanie ludzkiego mózgu?
Jesteśmy jak ten pojazd mechaniczny na transamerykańskiej autostradzie – gdzieś w dżungli. No zepsuł się, nie chce jechać dalej. Wzywamy Mechanika. Mechanika Świata. Otwiera maskę, zagląda – widzi cały ten bałagan. Silnik zatarty, paliwa też już nie ma, chłodnica dawno wybuchła – jedyna energia to z tych durniów, co się kłócą tam na dnie zbiornika. To zresztą nawet jest jakaś szansa, żeby to wybuchło i dało jakiś napęd na chwilę…
Mniej więcej tak działa świat, w którym żyjemy. Te szczegółowe dyskusje nie mają żadnego znaczenia. Niektórzy zapewne domyślają się, kim są owi “psychopaci” albo “rewolucjonisci”. Gramy według zasad, które nie zależą od nas – a skupiamy się na drobiazgach. Jest coś dużo bardziej ważnego do zrobienia, choć pewnie niewiele jednostek podejmie to wyzwanie. Te nieliczne, które podejmą – są nadzieją. Ale rzecz jasna, nie dla ludzkości, bo ta nie ma żadnej przyszłości – gra idzie o dużo wyższą stawkę.
Miało być krótko – to jest. Co można więcej powiedzieć?